Profil użytkownika czara
Bardzo kameralny i udany film. Po argentyńskim XXY i amerykańskim Boys don't cry (Nie czas na łzy) kolejny obraz poruszający problem płci i niechcianego ciała. Świetna gra dzieciaków i sympatyczna końcówka.
Moim zdaniem film niestety mocno ociera się o kicz. Monumentalny, patetyczny, pretensjonalny. Plus za ciekawe ujęcia (ale nie te kosmosu, fauny i flory) i za trzymającą w napięciu historię rodzinną. Minus za całą resztę.
Kino do odczuwania. Ot prosta historia, o pokiereszowanym chłopcu, który bardzo pragnie akceptacji. Tak bardzo, że źle jej szuka. I o rodzeniu się więzi, która może koniec końców wyprostować skomplikowane ścieżki. Ale na ile wyprostować - nie wiadomo, bo jednak "grzechy przeszłości" i cały też bagaż i background mogą się mścić jeszcze długo. No i ten detal - rower. Rower, główny bohater, główna broń małego Cyrilla...
Biorąc pod uwagę brak realizmu, film można traktować tylko jako obraz zezwierzęcenia człowieka, na którego urządza się polowanie. Jako taki - został nakreślony całkiem efektownie. Dla mnie jednak to trochę mało. Obraz na dodatek jest dość płaski. Choć bohater i jego cierpienia przekonuje, drugi plan reżyser już"maźnął" grubą, karykaturalną kreską, domalowując dla ozdoby anioła wyjątkowej urody i subtelności, co razem niestety gryzie się. Na pociechę (6pkt) piękne zdjęcia, zwłaszcza Afganistanu.
Czterysta batów pięćdziesiąt lat później w wersji angielsko-polsko-emigranckiej. Sympatyczny obraz, przyjemnie się oglądało.
Absurd tamtej rzeczywistości pokazany w lekko surrealistyczny sposób. Ciekawie zarysowane postaci. Świetna muzyka! Może to właśnie to wszystko sprawiło, że ten film z 65 roku bardzo podobał się francuskiej widowni w 2010?
Elegancki Londyn, szalona wróżka, skomplikowane związki, złe decyzje - czyli stary Allen w dobrej formie. Uśmiałam się jak norka. Dodatkowo świetne aktorstwo. Miłośnicy reżysera na pewno się nie zawiodą.
Film jest długi jak carskie tortury. Nie wiem, czy można go nazwać filmem historycznym mimo tematu, wyglądało to raczej na studium chorej psychicznie osoby. Za to świetna rola Olega Jankowskiego. No i można też traktować jako "ku pokrzepieniu serc". Polskich rzecz jasna.
Ciekawy pomysł na fabułę i ciepły humor to zdecydowanie mocne strony tego filmu. świetnym dopełnieniem była tajemnicza historia babki bohatera wraz z pięknymi zdjęciami wplecionymi w historię. Gorąco polecam.
Film wydawał mi się być stworzony dla mnie. Lubię Hornby'ego i klimaty lat sześćdziesiątych. Tymczasem... Jest to banalna historyjka dla grzecznych panienek z morałem. Schematyczna i kiczowata. A "dachy dekadenckiego Paryża" - to pocztówka dla turystów... Z trudem wysiedziałam do końca. Punkty przyznaję jedynie za aktorstwo.
Bardzo estetyzujący film w stylu vintage. Ból i żałoba po stracie ukochanej osoby w stylu chic, gładkich i pięknych obrazach, wysmakowanych wnętrzach, stylowych gadżetach. Męskie ciało jako obiekt pożądania, piękno ciała godne greckich mistrzów rzeźby. Świetne aktorstwo wnosi trochę życia, podobnie zaskakujące przebłyski humoru wprowadzają. Mimo wszystko, to wyrafinowanie i absolutna kontrola nad obrazem, sprawiają trochę wrażenie przerostu formy nad treścią...
Dawno nie wiedziałam tak subtelnie pokazanej kipiącej namiętności, co w filmie, w którym zakochani ograniczają się do wymieniania jedynie pocałunków, jest chyba wielką sztuką. Piękny wizualnie, jakby nie z tej epoki, rytmiczny swoim poetyckim rytmem. Film jak dziewiętnastowieczny poemat, jak dziwiętnastowieczne płótno. Uwaga - trudno po tym obrazie wrócić do szarej rzeczywistości.
Bardzo francuska wizja stalinizmu, przeintelektualizowana, zdradzająca fascynację systemem i tyranem. Film teatralny i przegadany, nie tylko mnie nie przekonał, ale na dodek znudził. Jedyny plus, to dobre aktorstwo. Trochę jednak za mało, jak dla mnie.
Oryginalny i subtelny film, o żałobie, rodzącym się, niebanalnym uczuciem, szukaniu swojego miejsca w świecie i... macierzyństwie. Widzianym oczyma Ozona, dalekim od typowych wyobrażeniach, jak powinna się czuć/zachowywać przyszła matka. Piękne obrazy i urzekająca muzyka w rytmie dziecinnej kołysanki. Film daleki od jakiegokolwiek sentymentalizmu i taniego grania na emocjach widza. Mam tylko nadzieję, że szybko doczeka się polskiej premiery.
Tajemniczy, inteligentny i jak zwykle pełen czarnego humoru film. Świetne zdjęcia i ciekawa wciągająca historia. Dla tych, którzy lubią sobie łamać głowę i rozgryzać orzechy jeszcze długo po seansie.
Stary, dobry Allen. Po raz to który wyciągnął mnie z doła? Wciągająca akcja, tradycyjna mnogość błyskotliwych wybuchowych dialogów. Wybuchowych - bo doprowadzają do regularnych wybuchów śmiechu! Jestem zauroczona tym filmem.
Jaka jest cena wyboru swojej drogi? Wbrew otoczeniu i najświętszym tabu? Piękne zdjęcia i wyjątkowej brzydoty ludzie, zderzenie między czystością natury i głównymi bohaterami, a brzydotą i ciasnotą umysłów mieszkańców wioski. Dramatyczny film o dużym potencjale i ciekawej historii, mam wrażenie jednak, że zbyt przeintelektualizowany, by naprawdę trafić do widza. Mimo wszystko porusza i daje do myślenia.
Po przekombinowanym "Źródle" - Aronofsky wrócił z pięknym, prostym i poruszającym filmem. Film o upadku i uzależnieniu od sławy, o poszukiwaniu miłości i nieumiejętności jej dawania. Przejął mnie i oczarował. A przecież pół seansu nie patrzyłam na ekran, bo nie znoszę walki, krwi i kina sportu w ogóle. A jednak jest to jeden z najlepszych obrazów, jakie widziałam, co niewątpliwie musi być też zasługą Mickeya Rourke'a. Chapeau bas, panowie!
Nowy film Allena, jest zarazem jego starym filmem, może dlatego, że scenariusz powstał w latach siedemdziesiątych. Dało mi to lekki posmak podróży w czasie. Znerwicowany ekscentryk, mający obsesję na punkcie mikrobów i wyzywający wszystkich wokół od marnych gąsienic stał się od razu moim ulubionym bohaterem. A blondwłosa kopia Kelly Bundy z Południa mówiąca o entropii doprowadzała mnie do łez.
Podobno film ten reklamuje się w Niemczech sloganem "15 mln Francuzów nie może się mylić, najśmieszniejszy film roku". Jeśli chodzi o kino, słabo mnie taki demokratyzujący argument przekonuje, ale i tak trafiłam przed ekran. I nie żałuję. Historia, ponoć oparta na faktach, jest zbudowana na nieśmiertelnych kliszach, które muszą zadziałać. W świat niezwykle wyrafinowanego paryskiego bogactwa wpada nagle świeży podmuch (jeśli nie huragan) - czarnoskóry chłopak z przedmieścia, Driss. Zderzenie jego młodości, prostoty i bezpretensjonalności z wysoką kulturą (i wieloma zerami na koncie) jego sparaliżowanego pracodawcy obfituje w fajerwerki humoru i zabawnych sytuacji. Choć wszystko jest słodkie, gładkie i podane na tacy, nie psuje to dobrej zabawy. Dla Francuzów to na pewno dobry film na kryzys, ponad podziały, na dodatek przyprawiony ich ulubionymi składnikami (brak poprawności politycznej, zabawy słowne itp.).