Prześladowani czy zagubieni?

Data:
Ocena recenzenta: 5/10
Artykuł zawiera spoilery!

[link]


alt="" width="180" height="240" align="left" />
Patrice Chéreau w filmie "Zagubieni w miłości" jak zwykle nie oszczędza swojego widza. Już sam tytuł oryginalny filmu czyli "prześladowanie", podpowiada, że spędzimy ciężkie chwile w kinie.

Pierwsze obrazy ukazują nam ponury i nieprzyjemny świat czyli paryskie metro. Smutni i zmęczeni ludzie unikają wzroku rozchełstanej, żebrzącej kobiety. Tylko jedna dziewczyna próbuje się do niej uśmiechnąć. Dostaje za to w twarz. I ten policzek, mamy wrażenie, jest wymierzony w nas, w widzów.

I wtedy na scenę wchodzi (to chyba dobre określenie, biorąc pod uwagę, że Chéreau jest też reżyserem teatralnym) Romain Duris, odgrywający głównego bohatera, Daniela. Z całą swoją intensywnością zagaduje napadniętą kobietę, pragnącą w tym momencie jedynie spokoju, zadając jej uporczywe pytanie "dlaczego akurat Ty"?

"Dlaczego akurat ja" - podobne pytanie zada Daniel wkrótce, tym razem dziwnemu typowi, który spotyka go wtedy w metrze i od tamtego momentu śledzi i bezustannie nachodzi, wyznając mu... miłość. Pytanie wróci jak bumerang: "Jak udaje ci się kochać takiego kogoś jak ja?" w rozmowie z ukochaną Sonią (Charlotte Gainsbourg). Bo Daniel jest prześladowany, nie tylko przez ten tego dziwnego człowieka, ale też przez rozpaczliwe pragnienie miłości, zaborczej i wszechogarniającej. Jednak trudno dostrzec w nim ofiarę. Nachodząc i przytłaczając swoją ukochaną, jest lustrzanym odbiciem swojego dręczyciela, to on sam staje się prześladowcą.

To uporczywe pytanie odsłania logikę Daniela, według którego na wszystko trzeba zasłużyć. Jakby trudno mu było uwierzyć, że ludzi można kochać tylko dlatego, że po prostu istnieją. Jego bezkompromisowość, nie pozwala mu zrozumieć, dlaczego Sonia potrzebuje odrobinę przestrzeni i w konsekwencji odsuwa się od niego. Zresztą i on, choć sam dręczony zazdrością i niepokojem, wystawia ją na próby, podrywając w barze, na oczach Soni kelnerkę. Sensu życia szuka pracując jako wolontariusz w hospicjum. Jednak i tam nie udaje mu się odnaleźć ukojenia dla sumienia, w którym jak wyrzut kwitnie wizja ojca, który zmarł w podobnym miejscu, zupełnie sam.

[link]


alt="" width="240" height="160" />

I choć Daniel wydaje się postacią bardzo spójną, po głębszym zastanowieniu, nasuwają się pytania. Czy to możliwe? Czy ten prześladujący go wariat naprawdę istnieje? Ta istota, która ucieleśnia miłość, jaką, wydawało by się, wyobraża sobie Daniel - totalną, dążącą do całkowitego zlania się ze swoim obiektem? Może to tylko jedna z postaci zasiedlająca umysł zmęczonego i udręczonego swoją samotnością człowieka? Posuwając się tym tropem dalej - czy na pewno istnieje Sonia? Ta Sonia o słodkim głosie, niczym swoja imienniczka z Dostojewskiego, która bierze w obronę Daniela, gdy wszyscy w barze odsuwają się od niego, nie chcąc słuchać jego inwektyw na temat jego jedynego przyaciela. A może w tym barze Daniel też mówi tylko do siebie?

[link]


alt="" width="160" height="240" />

I tak przy akompaniamencie wyjątkowo męczącej muzyki, długich i licznych dialogów, prześladowany czuje się też widz. Mimo iż, zarówno Romain Duris, jak i Charlotte Gainsbourg, nie szczędzą łzawych spojrzeń, a od intensywności emocji film się wprost gotuje, ten przeintelektualizowany obraz pozostawił mnie w dziwnej obojętności. Daniel mnie nie wzrusza, raczej odstręcza. Zimne, odrealnione wnętrza i takież miasto, choć stanowią idealne tło dla historii, potęgują chęć ucieczki z tego świata, czy też wyjścia już z kina.

Trzeba jedna przyznać, że pociągająca może być wizja Paryża, który zazwyczaj bywa wykorzystywany w filmach jako lukrowane dekorum, tu natomiast jest bezduszną, miejską dżunglą, pozbawioną swoich wyeksploatowanych do cna, słodkich emblematów.

Bardzo cenię dokonania Patrice'a Chéreau, a jego "Intymność" był jednym z ważniejszych filmów, jakie widziałam. Ale niestety. Tym razem nie mam ochoty wsiąść do tego pociągu (czy choćby wagonu metra).

PS Dziwić może jedynie wybór polskiego dystrubutora i ten mało szczęśliwy polski tytuł. Widocznie trochę lukru trzeba było jednak dorzucić.

Notka ta pochodzi z mojego blogu http://rozcinam-pomarancze.blog.pl, (ale było to już jakiś czas temu więc się nie liczy ;)

Zwiastun:

Ciekawe, że wszystkie najważniejsze elementy filmu (scenariusz, reżyseria, aktorstwo, montaż, muzyka) oceniłaś na 7, a sam film tylko na 5. Czego więc głównie zabrakło, skoro historia dobra i sposób jej opowiedzenia dobry?

Doktor_pueblo - masz rację, muszę poprawić te oceny. To czysta pomyłka, z drugiej strony ocenianie filmu to nie jest buchalteria, nie jestem księgowym, nie musi mi się chyba wszystko zgadzać w każdym słupku? ;) Na Twoje pytanie odpowiedziałam w tekście, paragraf pod trzecim zdjęciem :)

Wiem, że odpowiedziałaś (czytałem) i dlatego się zdziwiłem widząc potem tak wysokie oceny cząstkowe. Ale już wszystko jasne - precz z buchalterią! ;)

Ocene za film traktuje jako subiektywna ocene 'podobania mi sie' filmu. Oceny szczatkowe to proba obiektywnej oceny jego konkretnych elementow. Przynajmniej ja tak zwykle postepuje. Stad niska ocena za film w polaczeniu z wysokimi ocenami czastkowymi to wg mnie nic dziwnego.

A tymczasem, w międzyczasie czara obniżyła oceny cząstkowe :)

Dodaj komentarz